#4

Brazyliada odc.4.


Zdjęcie użytkownika Miejski rowerzysta.

Już nie pytam, czy chcecie czytać, bo ewidentnie będę kokietował - widzę, że chcecie i jaram się tym!:)
Jak już kupiłem pierwsze w życiu biegowe cicho biegi to zacząłem ruszać nogą w innej płaszczyźnie niż wymachy kopytem przed telewizorem. Tempo i jakość mojego truchtu porażała. 3 km w 27 minut! Na wszystko lekarstwem okazał się czas. Im więcej czasu truchtałem, tym lepiej mi to wychodziło, tym przyjemniej bo szybciej, bo z mniejszą zadyszką, albo z zadyszką, która okazała się sprawiać przyjemność ( kto biega, ten wie o czym mówię  ). I tak dotruchtałem sobie do przekuśtykania półmaratońskiego dystansu z okazji 21 grudnia. Zawsze miałem jakiegoś świra z cyframi. Truchtałem i sprawdzałem na telefonie jaki metraż po tych 21 km muszę jeszcze dokręcić  Udało się, czas był znośny jak na początki, a przynajmniej ja tak wtedy uważałem. 2 godziny 46 minut, na klienta co dwa miesiące wcześniej walczył z równowagą - sounds good!
Ale nie byłbym sobą gdybym nowego 2014 roku nie rozpoczął szpitalem 
Dlaczego jestem obyty ze szpitalami od 16 roku życia? Bo kiedyś chyba już w liceum jak trochę nie chciało mi się iść do szkoły, ale w sumie też trochę słabiej się czułem to rodzice wysłali mnie do lekarza. Ten jak zawsze przejął się swoją rolą i zrobił mi badania krwi. Ot nic wielkiego, kłucie jak każde inne. Szczegółów nie pamiętam, ale pewno była tam i morfologia i nieszczęsne dla mnie próby wątrobowe. I co gorsza właśnie one wyszły mocno wykręcone od normy. ALAT, ASPAT, GGTP, ALP - kosmiczne skróty dla laika. Dla mnie od lat gdy wyniki są przekroczone tylko dwukrotnie to uznaję, że są w miarę dobre....
Styczeń 2014 roku powitałem na oddziale na Radiowej w Kielcach. Niby oddział zakaźny, ale po wielu latach gdy już nigdzie w Polsce nie chcieli mnie hospitalizować bo jakiej diagnozy by nie stawiali to nie udało im się poprzeć wynikami badań, tylko profesor Kryczka przyjął mnie raz jeszcze by sprawdzić czy aby udar mózgu nie miał związku z wątrobą w stanie rozpieprzenia.
Na dzień dobry przywitała mnie pielęgniarka z wywiadem na kilka kartek A4. Od pytań o wzrost, wagę, długość brody, dotarła do pytania o używki. Zgodnie z prawdą, dumny i blady odpowiadam - BRAK! Rzuciłem palenie. 3 miesiące temu! I oczekuje jakieś pochwały z jej ust, na co Ona.
- a kawę pan pije?
- tak, odpowiadam zgodnie z prawdą.
- kofeinizm.....
Pamiętajcie, zawsze jesteśmy od czegoś uzależnieni 
Założył sobie ów profesor diagnozę PSC. Pierwotne stwardniające zapalenie dróg żółciowych. Niestety. Zrobione kiedyś 3 biopsje wątroby wykazały jedynie, że postępuje u mnie marskość wątroby. Ani tym razem rezonans magnetyczny, ani inne badania nie potwierdziły, że to PSC.
Wykopali mnie do domu. Z zaleceniem dalszego ćpania leków, które nie leczą, a jedynie niwelują ciut ciut objawy spieprzonej wątroby.
Przez ten czas nie łapałem się już jakie prochy i kiedy mam łykać. Niby byłem już cwaniakiem w biegowych ciuchach, śmigałem na basen 2 razy w tygodniu gdzie luźno machałem 1500 m kraulem, ale jak chodziło o spamiętanie czegokolwiek to rozkładałem ręce w niemowlęcej niemocy. Co dziennie rano napełniałem pojemnik na leki czytając rozpiskę z kartki. Rano. Południe. Wieczór. I tak dzień w dzień.
Rok mijał, a ja nadal nie paliłem. Nadal truchtałem, nadal pływałem. Szczęśliwie nie sprzedałem butów rowerowych. Wystartowałem nawet kilka razy w lokalnym ogórku zwanym ŚLR, bałem się długiego wysiłku. Stawałem na starcie najkrótszego dystansu. Godzina z minutami, w pełni kontrolując tętno, odpuszczając jak tylko wskoczyło niebezpiecznie blisko 150-160 ud/min.
Z okazji dnia dziecka, (w który to ustaliłem, że obchodzę imieniny, dzięki temu zawsze mam dzień dziecka  ) sprawiłem sobie pierwszą szosę. Na początku mówiłem, że to tak tylko w ramach ćwiczenia nogi by mocniejszym być w lesie. Zaczęło się istne szaleństwo! 

Komentarze