#1

Zrobię psikusa.
To co kiedyś pisałem gdzieś wrzucę tu.
Jak już wrzucę tu co pisałem tam to będę dalej pisał tu.


Zdjęcie użytkownika Miejski rowerzysta.


#1
Skąd w ogóle ta zajawka?
Skąd to całe zamieszanie na sport?
Dlaczego nagle przed 30 w PESELu decydujesz się diametralnie odkręcić kurek ze zmianami w swoim życiu?
O tym kilka słów.
Wstajesz pewnego dnia rano i masz tak silny ból głowy, że chodzisz po ścianach. Trudno, zdarza się. Czoło boli, światło razi, dźwięki wnerwiają. Stoisz przy ulicy i czujesz, że Twój błędnik trochę wariuje. Co robisz?
Idziesz do lekarza. Ten wróżąc z żyrandola stawia jedyną słuszną diagnozę - zatoki. Przepisuje antybiotyk, wystawia L4 - niby sprawa prosta, tak? A jednak nie.
Po 2 tygodniach nic nie pomaga. Ten sam lekarz poza wróżbą z żyrandola dokłada diagnostykę z ilości bąbelków powietrza w świeżo mieszanej herbacie i podtrzymuje swą opinię - zatoki. Zapisuje inny antybiotyk, wysyła na kolejne L4 i do widzenia.
Pomaga?
Jak już się domyślasz - nie 
Mijają kolejne 2-3 tygodnie. Skoro masz chore zatoki to wygrzewasz czoło jak tylko potrafisz. A to woreczkiem z prażoną na patelni solą, a to leżakując pod nagrzewającą lampą. Na termometrze + 18 stopni to nic nie szkodzi - ty i tak zakładasz czapkę.
Wreszcie poddajesz się. Umawiasz termin do laryngologa. Odczekujesz swoje w kilkutygodniowej kolejce. I jest diagnoza - zatoki czyste. Nigdy nie miałeś ich chorych. Dostajesz skierowanie na TK głowy z dopiskiem CITO. Umawiasz termin i już za 22 dni czeka cię badanie.
Mijają 3 dni od wizyty u laryngologa.
Budzisz się w niedzielę przed 6 rano.
Leżysz w łóżku i czujesz, że masz zdrętwiałą całą prawą stronę ciała. Wstajesz. Kulejesz. Nic to, pewno przygniotłeś się przez noc....
Wstawiasz wodę na kawę. Zalewasz kubek kawopodobnej substancji wrzątkiem, sięgasz po kubek i...... dupa.
Jakaś taka krótka ta ręka. Próbujesz raz jeszcze, no nie. Nie da rady. Łapiesz w nerwach kubek w lewą dłoń i siadasz przy stole.
Kawa zrobiona, czas na papierosa. Poranny rytuał tego wymaga. Wyjmujesz 1 z 20, wtykasz w usta, sięgasz po zapalniczkę i znów dupa zbita. Prawa ręka nie daje rady odpalić zapalniczki. Szybka zmiana na lewą dłoń i zaciągasz się coraz bardziej stresując się tym co się dzieje. Seplenisz. Mamroczesz. Ty, który przez 2 lata ćwiczyłeś dykcję do radiowego sitka. Kaleczysz najprostsze słowa....
Po 2-3 godzinach takiej walki ze słabością swej prawicy, kuśtykaniem po mieszkaniu, problemach z wejściem pod prysznic poddajesz się. Zgadasz się by znajomi zawieźli cię do szpitala. Przecież nie wezwiesz karetki. Masz 29 lat. Karetki pogotowia są dla starych ludzi!
Schody, 4 piętra w dół. Każde półpiętro to chyba 11 schodków. Mordęga.
Wsiadasz do auta i rozpływasz się po tylnej kanapie....
Dojeżdżamy na izbę przyjęć. Przez chwilę wszystko puszcza. Mówię "przesympatycznej/ empatycznej" pani na izbie co mi dolega,a co słyszę - ale teraz nic ci nie jest, pan chce to pan sobie pójdzie na neurologie, tam na zewnątrz, po schodkach, kolejny budynek, do widzenia......
Skoro do widzenia to ruszamy w dalszą drogę.
Schodki, tym razem w górę.
Nie za wiele. Kilka, może kilkanaście.
Rachu ciachu i znów odpływam prawą stroną ciała.
Z jednej strony poręcz, z przodu ciągną, z drugiej strony podtrzymują, z tyłu asekurują - lepsza asysta niż u papieża 
Izba przyjęć oddziału neurologicznego wita cię plakatem, na który patrząc chyba już wiesz co ci dolega.
Usta wykrzywione,
Dłoń opadnięta, paraliż ręki, nogi,
Artykulacja utrudniona, bełkotliwa mowa,
Rozmazany obraz, zaburzenia widzenia.
Wiozą mnie wózkiem na 3 piętro.
Wstaję, chcę kozaczyć. Pielęgniarka poklepuje mnie po ramieniu i mówi - synek siadaj, ciesz się, że na wózku, a nie na łóżku cię przywieźli.
Kładą mnie do sali. Jest niedziela. Dostaje rosół na obiad. Chwytam łyżkę w prawą dłoń. Nie trafiam do ust. Poddaje się. Trochę czasu upłynie zanim nauczę się obsługiwać życie prawą ręką.
p.s.
Ktoś doczytał do końca?
Ktoś chce doczytać dalszy ciąg?
Dajcie jakiś komentarz, może, co?
Bo nie wiem czy takie uzewnętrznianie jest mile widziane przez Was.
Ahoy!

Komentarze